Rynek - serce starego Lwowa otoczony przepięknymi kamienicami ...
czwartek, 1 października 2009
Lwów
Na pierwszy ogień poszedł Lwów - miasto, o którym każdy, kto je zobaczył, wyraża się w samych superlatywach. Nie mieliśmy więc innego wyjścia jak tylko sprawdzić to na własnej skórze. Dawna stolica Galicji nie była jednak dla nas specjalnie gościnna, jakby testując naszą wytrzymałość, przywitała nas najpierw wichurą wzbijającą w powietrze tumany kurzu niczym podczas burzy piaskowej, potem gwałtowną burzą z ulewnym deszczem, a kiedy udało nam się w końcu wsiąść do tramwaju, to jeszcze mandatem za brak biletu za bagaż. W efekcie do hostelu dotarliśmy zmęczeni, przemoczeni i brudni ze strugami błota spływającymi po naszych twarzach. Potem było jednak już tylko lepiej. A kiedy trzy dni później wsiadaliśmy do nocnego pociągu do Czerniowiec, wiedzieliśmy, że do Lwowa koniecznie musimy jeszcze wrócić.
... z jeszcze piękniejszymi dziedzińcami.

Niestety nie wszystkie podwórka są w równie dobrym stanie. Większość jest bardzo zaniedbana i zniszczona.


Auta jeżdżące po ukraińskich drogach to w zasadzie przekrój przez całą historię motoryzacji.













I tak oto pierwszy przystanek w naszej podróży dobiegł końca. We Lwowie spędziliśmy cudowne trzy dni i przyszedł czas aby ruszyć dalej. Rano obudzimy się w Czerniowcach. Wcześniej jednak czeka nas jeszcze kilkugodzinna impreza w pociągu ze świeżo poznanymi Ukraińcami - współtowarzyszami podróży. Postawione na stoliku bułeczki, kanapki, suszone ryby i (przede wszystkim) wódki szybko znikały, a na ich miejsce pojawiały się nowe. Wreszcie całe zapasy musialy się skończyć, a my poszliśmy spać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz